Książka "Księga domu Szeferów" autorstwa Tamar Yellin trafiła do mnie przypadkiem, w pewien szary listopadowy dzień. I nieczęsto zdarza się, że obietnice wydawcy zawarte na okładce książki spełniają się choć częściowo. Miło mi odnotować, że wydawca nie przereklamował książki pisząc, że "Nie sposób się od niej oderwać".
Kto szuka ciekawej, nastrojowej powieści, która umili i rozjaśni nawet najbardziej szare wieczory, ten się nie zawiedzie. Mam wrażenie, że główna bohaterka to porte-parole autorki , której przodkowie urodzili się w Polsce, a potem porozjeżdżali się świecie. Pewnie dlatego tak łatwo możemy, wiedzeni jej opowieścią, przenosić się z Europy do Jerozolimy, a także z przedwojennych miasteczek na kresach Europy do współczesnego Izraela.
Z okładki:
Urodzona w
Londynie Szulamit Szefer, wykładowca biblistyki, dowiaduje się, że stary
rodzinny dom w Jerozolimie, miejsce, w którym w młodości spędzała
wakacje, ma zostać rozebrany. Wiedziona nostalgią za rodzinnym gniazdem
przyjeżdża do Izraela. Z pozostawionej na strychu korespondencji, zdjęć,
gazet i ksiąg rachunkowych próbuje złożyć w całość prawdziwą historię
swoich przodków - rodziców, dziadków, pradziadków. Okazuje się, że
przypadkowo odnaleziona przez stryja Saula tajemnicza Księga,
prawdopodobnie odręcznie napisany oryginał biblijnej Tory, jest
przedmiotem sporów i pożądania wszystkich krewnych. Czy naprawdę ma
wielką wartość? Jakie jest jej znaczenie i skąd pochodzi? Szulamit
próbuje to wyjaśnić. Do tej pory sekret starego pisma pozostawał w kręgu
najbliższych. Teraz Księgą interesują się również inni. Pewien
mężczyzna, Gideon, twierdzi, że jej prawowitym właścicielem jest Plemię
Dana. Szulamit nawiązuje z nim intymny kontakt duchowy
Recenzja na Lubimy Czytać klik
Strona internetowa autorki klik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz